Wiecie, że nie piszę zbyt często. Właściwie uczciwiej by było powiedzieć, że piszę żenująco rzadko, ale – tak sobie mówię – tyle dobrego, że odzywam się w chwilach, w których naprawdę mam coś do powiedzenia. Dziś, w ostatni dzień starego roku, zgodnie z blogowym zwyczajem przewrócę kartkę dwa tysiące dziewiętnastego i otworzę nową, czystą stronę historii swojej i swoich psów. W tym roku z radością w nią wskoczę. Ale zanim to zrobię, opowiem Wam o Aku. Bo to właściwe Aku steruje tym, co będzie piszczało w 2020.

#High need puppy

Pamiętam moment, w którym poznałam Aku. Siedziałam w zagrodzie zatopiona w szczeniętach z dwóch ostatnich miotów i szukałam wzrokiem małego gładkiego łobuza z niebieskim okiem. W końcu poprosiłam Elisabettę o pomoc w lokalizacji malucha. Wskazała na szczeniaka obok siebie – ten. I siedziała tam ona, przyszła Aku, z olbrzymim sceptycyzmem w oczach i kwasem na twarzy. „Po moim trupie”, mówiła całą sobą. No pięknie, pomyślałam. Ja ciebie też nie.

Poza tak mało interesującymi rzeczami jak karne ugryzienie w twarz drugiego dnia i ogólną skrajną środowiskowością, Aku okazała się być bardzo przyjemnym szczeniaczkiem. Przez pierwsze trzy dni. Potem obudził się w niej szatan… i no, już nie zasnął.

Niektórym nieobce jest określenie high need baby, w dużym skrócie oznaczające dziecko mocno przebodźcowujące się, nieprzewidywalne w nastrojach, słabo śpiące, o nieokreślonym humorze i niestabilnych upodobaniach. To, co działa w poniedziałek, nie działa w czwartek, a to co ostatnio usypiało malucha, następnego dnia wywołuje płacz niezadowolenia.

Właśnie taka była malutka Aku. Okropnie głośna, męcząca, absorbująca, śpiąca po 5-6 godzin na dobę, wymagająca ciągłego nadzoru, bo spuszczona na chwilę z oka potrafiła zrobić desant z wysokości metra na śpiącego Kelta, a dziura w policzku zostanie jej pewnie do końca życia. Nie dająca się dotknąć, twardo protestująca przed kontaktem z obcymi, od wieku 10 tygodni na lince, bo jej zaangażowanie w ruch przerastało jakiekolwiek normy. Jednocześnie niesamowicie przytomna, z zimną głową i – niestety – twardo oceniająca kompetencje człowieka. Z tym małym pieskiem nie było miejsca na błąd, bo każdy był skrupulatnie odnotowywany w jej nad wyraz sprawnym umyśle. Bywała tak nieznośna, że kilka razy zdarzyło mi się oddać komuś Aku, żeby mieć dłuższą chwilę na ochłonięcie, bo marzyłam tylko o wywaleniu jej za okno. Uciekałam z domu, żeby tylko nie musieć się nią zajmować i nie słyszeć, jak chce to czy tamto, a nie, jednak nie tamto, bo chyba to. Zachłystywała się każdym nowym wrażeniem, wciągając je bardzo mocno w siebie i momentalnie się nim przebodźcowując. Przynoszenie zabawek było bez sensu, jedzenie było dla słabych. I ciągle chciała biegać, biegać, biegać. Bez przerwy.

Wychowywanie Aku to był chyba najcięższy rok mojego życia, w ciągłym niedospaniu, nerwach, wątpliwościach i – czasem – ze łzami w oczach. A przecież mam lata doświadczenia z psami.

#Najwspanialsza różnica

W trakcie tej trudnej drogi okazywało się jednak, że gdzieś tam, powoli, pomalutku, krok po kroku, zyskiwałam na uznaniu tego śmiesznego, tak upartego, a przecież w sumie bardzo wrażliwego zwierzątka. Kiedy pierwszy raz otarła mi się o plecy, przechodząc po kanapie, niemal przestałam oddychać z wrażenia. Miała wtedy cztery miesiące. Dwa tygodnie później pierwszy raz przyniosła mi szarpak i próbowała wetknąć w usta. Wtedy z kolei prawie się rozpłakałam. Zaufanie przesączało się powoli. Pierwsza przyniesiona piłka na spacerze. Pierwsze wspólne oglądanie filmu (piętnaście sekund, bo nie miała czasu). Wspólne treningi pasienia i agility – tylko i wyłącznie dla niej, bo obedience zupełnie Aku nie wchodziło. Coraz więcej zrozumienia, współpracy i bycia ze sobą, a nie tylko obok siebie.

Po roku mniej więcej Aku zdecydowała, że jesteśmy teamem i czas zacząć grać do wspólnej bramki, a ja zaczęłam mówić: „czy widzicie, jaka ona jest wspaniała?”

Bo jest.

Dzisiaj nie wiem, czy bym wzięła Aku, gdybym wiedziała, jak wielki będzie koszt pierwszego roku bycia z nią razem, jak wiele pracy i zaciskania zębów w uśmiechu będzie wymagał każdy dzień z tym niezależnym, upartym, wiecznie wiercącym mnie wzrokiem dzikim psem. Cieszę się, że nie miałam tutaj wyboru, bo – po czasie – ten dzikus to wspaniała przygoda, najlepszy pies, największe wsparcie. Na pewno trudno jest wychować kogoś, kto jest tak podobny do nas samych – bo Aku, zdaniem mojej mamy przynajmniej, w swoim uporze, opiniach i wrażliwości jest taka sama jak ja. Pokochałam jednak bardzo to małe, dzikie stworzenie, takie do mnie czasem podobne i tak różne, pełne zachwytu nad światem, pełne pasji, determinacji, będące w komforcie, gdziekolwiek się znajdzie i cokolwiek robi. Zaimponowała mi jej intensywność życia, czucia i przeżywania, połączona z niesamowitą empatią i zgraniem ze mną. Szanowałam w niej to, że jest zupełnie inna niż tego oczekiwałam i nauczyłam się wielbić tę pasjonującą inność. Aku mi przypomniała, że mimo wszystko różnice mają moc budowania większą niż podobieństwa. Że życie czasem stawia na naszej drodze niełatwe osoby i doświadczenia, które kształtują nas na nowo i zostawiają dużo lepszymi niż wcześniej. Że relacje, nawet z takimi psimi geniuszami jak Aku (bez ironii, jest niesamowita) ze świetnych hodowli, nie są nam po prostu dane, a polegają na zwyczajnej harówce każdego dnia.

#Być jak Aku

Od psów możemy się nauczyć właściwie wszystkiego, może z wyłączeniem zaawansowanej księgowości*. Złości, zazdrości, knucia, stawiania granic i dobroci, radości, miłości, empatii. Oddania. Zaufania. Szczerości. Mamy dobrych nauczycieli, jeśli tylko zdecydujemy się widzieć, a nie tylko patrzeć.

Na przyszły rok życzę Wam wszystkiego dobrego, moi drodzy Czytelnicy. Miłości, zdrowia, spokoju i odwagi. Dużo dobrych chwil (i odrobinki tych gorszych), zachwytu światem, sobą samym i sobą nawzajem. Nadziei i wiary w lepsze jutro, radości z tu i teraz, wiary we własne siły i moc spełniania się marzeń.

W 2020 roku będę pamiętała wszystko, co stało się w ekscytującym 2019. Nie chcę zapomnieć nawet jednej chwili, która była moim udziałem, bo tym właśnie chwilom zawdzięczam to, jaka teraz jestem i w którym miejscu się znajduję. Nade wszystko jednak w 2020 chcę być taka jak Aku.

Zawsze mówić prawdę.

Poświęcać czas ważnym mi ludziom.

Zachwycać się nimi.

Żyć każdym dniem najmocniej, jak się da.

Przeżywać smutek tak szczerze, jak radość.

Kochać tak, jakby nie było jutra, bo tego jutra może rzeczywiście nie być.

I nigdy, przenigdy niczego nie żałować.

 

___

* Uważam, że Tekla świetnie sprawdziłaby się w tej roli.