I zobaczyłam kawałek pizzy leżący samotnie na blacie, wołający do mnie głosem rozpaczliwem. Więc podeszłam i zassałam go otworem gębowym swym, i był on dobry. Na to znikąd i z krzykiem straszliwem pojawiła się Jagna, która ruchem zdecydowanym rozdzieliła mnie z mym przeznaczeniem, kawałkiem pizzy z oliwkami, salami, szynką i podwójnym serem z DaGrasso, i stanowczo ściągnęła mnie ze stołu. I wtedy zrozumiałam, że nie będziesz pożądał po raz setny pizzy człowieka swego ani żadnego jedzenia, które jego jest.

Swoją drogą ciekawe, co się stanie następnym razem.

~ Aku

Boże, co za uparciuch.

 

Border collie, najmniej ulubiona rasa behawiorystów i osób zajmujących się komunikacją psów i jednocześnie ukochana rasa sportowców wielu sportów kynologicznych. Przez jednych uważane za psychopatów, przez innych za geniuszy. Z jednej strony ludzko inteligentne, z drugiej – tak dzikie i pełne instynktów, jak tylko pies może być . Słodkie i zarazem drapieżne. Jednym słowem – pies oksymoron.

Jakie tak naprawdę są border collie?

 

#Do wyboru, do koloru. Dosłownie

Gdyby ktoś mnie zapytał, jakie są bordery jako rasa, najpierw odpowiedziałabym: różne. A potem: trudne. Bo – na szczęście i niestety – przy wyborze bordera możemy wybierać najpierw w dwóch głównych typach – wystawowym i użytkowym – oraz całej masie podtypów, miksów i krzyżowek. Możemy mieć też psa w praktycznie każdym kolorze, z każdym rodzajem ucha, kolorem oka, długością włosa w przedziale wagowym do dwunastu do trzydziestu kilo. Dzięki temu na wystawie każdy pies wygląda jak przedstawiciel swojej własnej, prywatnej rasy.

Dobrze to czy niedobrze? Wśród wystawców przeważają głosy zniesmaczenia, że rasa jest tak słabo wyrównana wizualnie i nieustandaryzowana. Dla mnie, dla której aspekt wizualny jest co najwyżej średnio istotny, w tym nieuczesaniu border collie jako rasy leży jej ogromna siła: zróżnicowanie genetyczne, dzięki któremu można trafić na psa o dokładnie takich cechach, jakich się potrzebuje.

Albo na totalne ich przeciwieństwo.

#Wilk w owczej skórze

Kiedy myślę o pierwszym, prehistorycznym borderze, przed oczyma mam wizję średnio wyrośniętego, kudłatego i trochę potarganego wilka, którego pierwszy w historii pomysłowy pasterz (przodek nas wszystkich, psich handlerów!) wybrał z miotowych braci i sióstr ze względu na to, że za każdym razem mu się podlizywał, kiedy wchodził do zagrody. Podziwiając jego umiejętności podczas polowania i jednocześnie wiedząc, jaka z niego pierdoła, prapasterz postanowił wziąć go ze sobą do pomocy przy owcach – ale że wiedział też, że jego nieuczesany wilk może wbić zęby w uciekający owczy udziec, przygotował się na to, żeby go przed tym powstrzymać, bo owca rzecz ważna. I tak – pochlebstwami i nie – uczył go manier przy owcach, aż go opanował.

Lubię mieć w głowię gdzieś tę historyjkę, kiedy pracuję z borderami i ich przewodnikami. Wbrew słodkim, wręcz pluszowym buźkom i umiejętności udawania susełka do zdjęć na instagramie, border collie ciągle zachowują instynkty i potrzeby swoich mniej lub bardziej dzikich przodków. W związku z tym przypadki takie jak pogoń za obiektami, bronienie zasobów przed innymi psami i pewna doza agresji sprawiająca, że bordery są średnio socjalne do innych psów – co zwykle postrzegane jest jako zaburzenie – są standardowym dla rasy zestawem zachowań, z którego istnienia należy sobie zdawać sprawę oraz (bez robienia dramatu z posiadania psychopaty) pracować. Jak każdy przyzwoity drapieżnik border potrzebuje też w życiu dawki adrenaliny, której nie da się się wyłączyć i zastąpić matą węchową lub masażem.

Pewnie część z was patrzy teraz na swoje śpiące smacznie bordery myśląc, co u licha stało za decyzją o wzięciu do swojego życia tego puchatego potwora i jak to będzie, jak odpalą mu te wszystkie diabelne instynkty. Powiem Wam, co będzie – nic nie będzie. Bo jeśli są psy, które można prawie do wszystkiego namówić, sa to właśnie border collie.

#Dwa bieguny bordera

Wszystkie cechy, jakie obserwujemy u naszych psów obecnie wynikają z niczego innego jak z tego, co pasterze (w tym nasz prapasterz ;)) i hodowcy decydowali się robić ze swoimi zwierzętami. Idealny pies miał być podporządkowany swojemu człowiekowi bez cienia wątpliwości – wbrew wszystkiemu, co ten człowiek mógłby z nim zrobić, guziczek „uradować człowieka” był zawsze włączony. Dzięki temu pojawiło się will to please – chęć współpracy z przewodnikiem – oraz coś, co z braku lepszego określenia nazywamy w sporcie kulturą pracy i odpowiedzialnością. Dla dobrego bordera wykonywanie zadań dla swojego przewodnika to ważna i poważna sprawa, która wymaga maksymalnego skupienia. Ten niesamowity fokus, jaki border collie potrafi zastosować do pasienia, gonienia i ćwiczenia z jednej strony jest błogosławieństwem dla handlera, z drugiej potrafi nieźle namieszać w pracy, gdy pies napina umysł i mięśnie tak bardzo, że nie jest w stanie się ruszyć lub wygląda jak ofiara częstego używania patelni.

Pasterze mawiają, że idealny border to pies miękki do człowieka i twardy do zwierząt – i rzeczywiście, coś w tym jest, bo właściwie na porządku dziennym są problemy border collie z innymi psami. Bordery najczęściej nie lubią i nie potrzebują towarzystwa innych psów, poza znajomymi, zaprzyjaźnionymi zwierzakami. Statystyczny border najlepiej czuje się sam na sam ze swoim człowiekiem i – co tu dużo mówić – wspólnymi aktywnościami. Stąd też komunikacja borderów do innych psów często oparta jest na szybkim, agresywnym odstraszaniu bez cienia zainteresowania osobowością nadchodzącego psa. Wygląda to naprawdę przerażająco i obrzydliwie – bo border potrafi wyraźnie pokazać, jak bardzo nie jest zainteresowany – ale zazwyczaj nie wiąże się z bardziej realnymi konsekwencjami, takimi jak pogryzienia.

Dosyć typowa jest także nadmierna miękkość i nadwrażliwość na bodźce. Wiele borderów jest patologicznie wręcz miękkich do człowieka. To, co my poczytujemy za miłość do ludzi, czyli pełzanie, piszczenie, wklejanie się w każdego obcego człowieka, jest niczym innym jak podporządkowaniem ludziom, które często graniczy ze strachem. To że ekspresja tego lęku nie przybiera formy agresji, nie znaczy, że pies nie ma problemu i się nie boi.

#Magiczne dzieci

Jakby trudności było mało – bo czułe na ruch, kiepsko socjalne do zwierząt i niebezpiecznie inteligentne – wyjątkowo ostra selekcja na pracę u psów workingowych sprawia, że czasem coś pójdzie źle i otrzymujemy psa z cechą tak wybujałą, że aż staje się zaburzeniem. Do jednych z najczęstszych problemów należy skłonność do obsesji. Środowiskowa teoria sportowców jest taka, że pies musi mieć w sobie okruch szaleństwa, żeby zostać geniuszem sportu – i muszę przyznać, że coś w tym naprawdę jest. Każdy dobry border ma w sobie mniejszą lub większą skłonność do obsesji i dziwactw i z lekką satysfakcją obserwuję ją także u Aku – bo ta obsesyjność właśnie sprawia, że te psy tak cudownie pracują na owcach i skupiają się na milion procent w każdym zadaniu, które im się powierzy. Skłonność do zachowań kompulsywnych jednak powinna zostać właściwie ukierunkowana, kiedy pies jest jeszcze młody – kiedy border przestaje reagować na środowisko i wpatruje się w coś nieruchomym wzrokiem, głuchy na wszystko i wszystkich, natychmiast należy to przerwać i nie dopuszczać do kolejnych takich epizodów. Bieganie za strumieniem wody, aportowanie przez godzinę, maniakalne kopanie dołów, gonienie światełek w młodym wieku może doprowadzić do wytworzenia osobowości obsesyjnej, która w przyszłości będzie wymagała farmakoterapii. Wkręcanie się w działanie jest typowe dla rasy, ale wymaga kontroli i dobrego ukierunkowania.

 

Czasem czytam o tym, że bordery męczą się same ze sobą, że to my – sportowcy – wkładamy im w głowy potrzebę biegania, zabawy, ćwiczenia, aktywności, bo te psy chcą żyć normalnym, psim życiem, z pełną miską, miękką kanapą, komunikacją z psami i eksplorowaniem środowiska. Otóż nie. Sposób treningu border collie jest dostosowany do tego, jakie te psy są – a są takie, bo takie się rodzą. Psy hodowane do pracy mają potrzeby zupełnie inne niż standardowy psi obywatel. Olbrzymia moc i energia, jaka mieści się w tych małych ciałkach, musi znaleźć ujście w dużej ilości swobodnego ruchu. Droga do borderowego serduszka prowadzi właśnie przez wspólną zabawę (zabawa! praca! bo ćwiczenie to POTRZEBA) i szukanie razem adrenaliny. Niezrozumienie psychiki border collie to trochę jak spotkania z magicznymi dziećmi przed otrzymaniem listu z Hogwartu – przez wielu odbierane jako dziwacy, dobrze zaopiekowane rozwijały zupełnie niesamowite zdolności.

Dobre życie z border collie nie polega na ciągłym wyciszaniu* – niczyje życie na tym nie polega na szczęście. Rozumienie motywacji, jaka stoi za ich działaniami, to najważniejsza rzecz w posiadaniu – i trenowaniu – psa tej rasy. Border collie mają przeróżne aspiracje, dążenia i priorytety i są niesamowicie podobne do ludzi w pokrętności swojego myślenia. Potrafią udawać, oszukiwać i konsekwentnie naginać swojego człowieka do swojej wizji wszechświata. Jednocześnie potrafią się poświęcać – w imię idei pracy, kiedy nie pokazują, że coś boli lub jest za gorąco, albo dla tak abstrakcyjnych motywów jak utrzymywanie miłej, spokojnej atmosfery w domu. Border collie żyje z taką intensywnością, jakby każdy dzień był tym ostatnim i zrozumienienie borderzej rzeczywistości, która jest wypełnione zadaniami, szukaniem wrażeń i wspólnym zdobywaniem szczytów z właścicielem jest tym, co zmienia życie z borderem na lepsze.

 

 

A jeśli macie wątpliwości dotyczące zachowań borderów, zajrzyjcie na grupę na facebooku poświęconą zachowaniom tych małych, puchatych, cudownych potworów, w której właściciele i trenerzy dzielą się swoimi problemami i spostrzeżeniami.

_____

* Wyjątkiem są psy zaburzone, ale większość border collie, które są poddane terapiom behawioralnym, to zupełnie normalne psy, mieszczące się w widełkach typowych dla rasy.