Sporo ostatnio myślę o psach sportowych, ich sukcesach i porażkach. Ich wyszkoleniu, przewodnikach, osiągnięciach, podknięciach i tak dalej. Prawdopodobnie dlatego, że ciągle staram się zmieniać i dokształcać, być coraz lepsza w tym, co tak kocham robić (i nie chodzi mi o gotowanie, złośliwcy! 😉 ). Prawdopodobnie dlatego, że są przed chwilką skończyły się Mistrzostwa Świata i bez tchu obserwowałam, jak wreszcie znakomita polska ekipa wykręcała coraz wyższe wyniki! Prawdopodobnie też dlatego, że kiedy patrzę na swoich uczniów, którzy wytrwale pracują ze swoimi nieidealnymi do obi psami, widzę, jak bardzo psy się starają zrozumieć swoich ludzi i zrobić to, o co są proszone. A że momentami nie mogą i nie potrafią – cóż, zdarza się, że mózg czasem się kończy. Każdemu.

Obswerując to, co się dzieje w polskim obedience – ucząc coraz więcej i poznając coraz to nowe psy  (w tym zawodzie nie ma nudy!) – widzę, jak bardzo zazwyczaj się starają nasi mali sportowi partnerzy. Jak mimo gorąca, deszczu, aury takiej czy owakiej, wreszcie – mimo antypatycznego, zestresowanego przewodnika, psy dalej starają się wypełniać swoje psie obowiązki i zadania. Mimo bólu też.

To dopiero jest niesamowite!

 

PIES, KTÓRY ZAPOMINA, ŻE JEST PSEM

Psy to z natury paskudni oportuniści. No wiecie – jeśli mogę komuś zabrać kija, to to zrobię. Jeśli gonienie za zajączkiem po pustym polu jest takie zabawne, ucieknę. Jeśli mogę zwinąć tę apetyczną kanapeczkę ze stołu, to czemu nie? I tak dalej. Psy robią to, co przynosi im wymierne korzyści. Bezpieczeństwo, dostęp do zasobów, komfort. Dzięki temu dawno temu udało się je udomowić. Tę szczególną psią cechę wykorzystujemy też w szkoleniu – bo przecież o to chodzi w motywowaniu psa na nagrody, a później nagradzaniu go nimi. Zrób siad, a będzie to dla ciebie korzystne – dostaniesz piłkę. Zawaruj, a będzie parówa z Biedronki. Mniam, mniam. Pies się uczy, czym są ćwiczenia i że opłaca się je robić. Że kiedy się ćwiczy, jest naprawdę bombowo, bo korzyści lecą z nieba jak deszcze w Polsce w maju. Mamy psa zmotywowanego. Jest dobrze. Ale może być jeszcze lepiej!

Kolejny etap to zaangażowany partner – pies, który zaczyna kochać ćwiczenia dla samej przyjemności ich wykonywania. Ćwiczenia nie są już tylko przepustką do uzyskania wielkiego kawałka pachnącej kiełbasy czy też ulubionego szarpaka, ale stają się dla psa wartością samą w sobie. Dla psa trening jest ważny, chce tam być ze względu na sam fakt ćwiczenia. Wspólne wykonywanie zadań zostaje odpowiedzialnością zarówno człowieka, jak i psa. I wtedy właśnie pojawia się psi sportowiec, którego celem jest zrobić wszystko jak najlepiej; nie bo parówki i piłki, nie bo przewodnik każe, lecz dlatego że to po prostu jest WAŻNE.

 

CENĄ ZA SPORT JEST ODPOWIEDZIALNOŚĆ

Oportunizm to nie tylko okazje do zdobywania, ale także dbanie o siebie. Nieprzemęczanie się. Unikanie niekorzystnej pogody, ruchów zbyt gwałtownych, niefizjologicznych. Unikanie bólu. Jeśli zwierzak jest w stanie zrobić coś wbrew sobie – wbrew instynktom, które mówią mu, że jeśli w ciągu dwóch sekund nie pobiegnie do cienia, mózg zamieni się mu w grzankę i odetnie mu funkcje życiowe, wbrew świadomości, że jeśli wykona większy ruch, coś na pewno będzie bolało – mamy olbrzymie szczęście i satysfakcję z dobrze wykonanej pracy. Z osiągnięcia porozumienia, które wykracza daleko poza naturalne skłonności psa.

Hiper-porozumienie z psem nie jest jednak bez konsekwencji. Psy tracą mechanizmy, dzięki którym potrafią powiedzieć „stop! bez urazy, ale dziękuję za trening, zaraz umrę z przegrzania”. Zaangażowany współpracownik, dla którego trening i praca są najważniejsze na świecie, nie powie nic, ale będzie robił dalej, nawet swoim kosztem. To na człowieku leży obowiązek odpowiedzialnego przesuwania granic w pracy, obserwowania, dbania, diagnozowania, kiedy coś się posypie (albo mamy tylko takie wrażenie), odpowiedniego planowania treningów, karmienia i sprawiania, że ciężka praca staje się łatwiejsza: przygotowaniem fizycznym i mentalnym. Bo zakochany w treningu pies po prostu nie powie, że jest źle. Nawet jeśli źle będzie.

 

TRENING TO NIE WSZYSTKO

Będąc młodą i bardzo, no po prostu tragicznie nieopierzoną zawodniczką, często słyszałam o tym, że wszystko, co robi pies jest zasługą – bądź też winą, w zależności od tego, co zwierzak robił 😉 – przewodnika. Że gdyby przewodnik robił coś lepiej, więcej pracował, był bardziej konsekwentny, to efekty byłyby o wiele lepsze. Później, po latach, dowiedziałam się od psów, które uczyłam, że różne psy mają różne umysły i osobowości – że chęć współpracy występuje u 90% psów, a wypadki interesownych potworów jak Kelt to naprawdę mały odsetek – i że nie każdy pies osiągnie takie same wyniki, nawet jeśli przewodnik jest bardzo doświadczony. A o tym, jak bardzo zdrowie potrafi wpłynąć na trening, dowiadywałam się od własnego psa przez ponad rok. Ale – nic z tego nie zrozumiałam…

11901446_10207537264571434_218050186_o

– CZY NIE MOŻESZ BIEGAĆ SZYBCIEJ Z ŁASKI SWOJEJ?! – NIE.

Trochę mam sobie za złe, że nie sprawdziłam zdrowia Tekli odpowiednio wcześniej, choć najwyraźniej coś się działo – byłam przekonana, że to głowa się psuje, a nie ciało. Od poprzedniej wiosny było coraz gorzej, zwolniła do maksymalnie wolnego galopu, przestała być przyspieszalna, ledwo co odrywała się od ziemi, a za to zaczęła straszliwie tyć, szybko się męczyła i miała dziwaczne stany mentalne: napady gorszego humoru, obżarstwa, jakiego nie doświadczała wcześniej, ataki różnych lęków (dźwięki, strach przed skakaniem), wyskoki do psów lub przeciwnie – dużo do nich niepewności. Nie poznawałam swojego psa i były chwile, kiedy nie potrafiłam cieszyć się treningiem z nią – bo mojego psa już tak naprawdę nie było. A ponieważ bywam melodramatyczna, to wiele łez i wina wylałam nad tym tematem. Bo to nie było to zwierzątko, o które walczyłam przez długi czas, z którym przez ponad dwa lata potrafiłam ćwiczyć non stop i każdy trening, każda wyprawa razem była lepsza od poprzedniej! Oczywiście wszystko zganiałam na zasadę nr 1 – sprawdź swój trening, jeśli jest ok, idź do zasady nr 2 – czy pies ma predyspozycje do treningu? ma? W takim razie wróć do punktu nr 1 i zajmij się treningiem, bo najwyraźniej coś tam nie gra! Przyspieszałam więc mojego biednego psa, cisnęłam ćwiczenia fizyczne, budowałam kondycję i jeszcze większą motywację. Ciskałam piłkami na prawo i lewo, a czy Tekla przyspieszała? Czasami. Była coraz szybsza, ale nie tak, jakbym sobie tego życzyła.

Dopiero kiedy moja suczka przeleżała trzy dni zwinięta w precel na kanapie, a do tego pojawiło się ropomacicze, zrobiliśmy usg jamy brzusznej. To, że ropomacicze, to jedno – zdarza się najlepszym – gorszą rzeczą było przerażające znalezisko torbieli na jajnikach. Nie wdając się w szczegóły, rosły od długiego czasu i po prostu były bolesne przez ponad rok, który zmagałam się z treningiem mojego biednego psa. Gdyby nie bardzo bolące ropomacicze, prawdopodobnie nie zdiagnozowałabym jej do tej pory.

Jestem pod wielkim wrażeniem dzielności mojej małej Tekli. Mimo bólu brzucha, który towarzyszył jej z przerwami przez cały ten okres – i tego, że hormony były całkowicie nie po jej stronie (wiadomo, jak to strasznie być kobietą czasem 😉 co dopiero przez rok) – ćwiczyła twardo. Nie odmawiała ani jednego treningu, nawet jeśli się nie były to treningi dawnej jakości. Nie czuję się dobrze z myślą, że przez długie miesiące to dzielne stworzenie męczyło się, a ja nic nie zauważyłam. Przyzwyczajona do tego, że trening przede wszystkim, nawet nie pomyślałam o chorobie mojego psa, o tym, że coś ją może boleć. Smutno i niedobrze mi z tego powodu. Wierzę, że to doświadczenie sprawi, że bardziej wnikliwie będę analizowała wpadki i przypadki psiego ruchu i ufała swojej intuicji. Jestem też szczęśliwa, że motoryka ruchu psów naprawdę zaczyna mnie fascynować i kto wie, gdzie to się skończy? 🙂

W tej chwili Tekla dochodzi do siebie po zabiegu (widać, że przyzwyczajona do bólu brzuszka, bo zupełnie nic po niej nie widać było), poluje z nudy na muchy i terroryzuje wzrokiem psy, bo to zawsze jakaś rozrywka. Mimo normalnych dawek i braku ruchu, schudła prawie kilogram. Boję się zapeszyć – ale chyba wraca do normy. Na treningach jojczy z klatki, obserwując zostawanie innych psów, więc widać że zapału nie brakuje, może aż go za dużo, skoro nawet nudne ćwiczenia grupowe przyprawiają ją o pełną pretensji histerię. 😉 Trzymajcie kciuki, żeby już nic się z niczym nie działo!