Dawno, dawno temu, kiedy jeszcze Tekla nie była nawet planem, Kelt skaleczył sobie dość spektakularnie łapkę i wymagał opatrunku na pół nogi. Mimo że w takich sytuacjach zazwyczaj bardzo użala się nad sobą, tym razem z werwą maszerował Chmielną, obdarzając przechodniów słonecznymi uśmiechami. Po drodze weszliśmy do sklepu. Wszystko było dobrze do momentu, gdy ekspedientka zauważyła zabandażowaną łapkę. „Oj, co ci się stało, biedaku?” Kelt zastrzygł uszami. „Bardzo boli?” Ogon opadł, Kelt z wyraźnym trudem pokuśtykał do lady. „Taki dzielny pies! No masz ciasteczko.” Pani wyciągnęła paczkę krakersów – z każdym zjedzonym krakersem Kelt był coraz smutniejszy, łapa wędrowała coraz wyżej, a oczy były coraz bardziej okrągłe. Siłą wyciągnięty ze sklepu, niezadowolony otrząsnął się i poszedł – już bez pokazowego utykania – do domu.

Jednym z najczęstszych pytań, jakie zadają moi znajomi w kontakcie z Keltem i Teklą, jest

Czego one chcą?

I chociaż wierzę, że moje psy są wyjątkowo inteligentnymi stworzeniami (a już Tekla zwłaszcza, wielki mózg na czterech łapkach) i mają bardzo zróżnicowane potrzeby, odpowiedź zazwyczaj jest tylko jedna.

Jeść.

Na dalsze pytania nie wystarcza tłumaczenie, że one są nauczone głodu, bo treningi, że jadły rano, że nie są za chude, że mogą jeść aż do rozpęknięcia się; przecież widać, że są głodne – a psy nie kłamią! Ciężko wytłumaczyć, że owszem, kłamią, i to jak! I że gdyby jadły do woli, oba by skończyły tak okrągło jak pies siostry Simona! Lub jeszcze inaczej.

Do niedawna myślałam, że kto jak kto, ale ja nie nabiorę się nigdy na te załzawione oczy, niecierpliwe dreptanie i sugestywne spojrzenia na stół i lodówkę, zwłaszcza że Kelt i Tekla tajemniczo byli coraz bardziej tłuściutcy. Miesiąc temu jednak rozwiązała się zagadka słoninki uparcie rosnącej na boczkach moich psów mimo restrykcyjnej diety. Od tygodnia pochłaniały wieczorami podwójną dniówkę, bo każdy w domu wierzył, że nikt inny ich nie karmi. Łącznie ze mną.

 

feedme